sztuka po ii wojnie Flashcards
(56 cards)
Po zakończeniu wojny w 1945 jeszcze przez pewien czas zainteresowanie plastyków kierowało się w stronę Paryża,
który w okresie międzywojennym przyćmiewał wszystkie inne ogniska sztuki w Europie. Nazwiska Picassa, Légera, Matisse’a, Braque’a czy Bonnarda, a także Bretona i jego “wiernych”, miały w dalszym ciągu siłę przyciągającą.
Tak zwana Szkoła Paryska kontynuowała, choć w zmienionym trochę składzie, rozpoczęty w latach 20. żywot,
kiedy to określano tym wieloznacznym mianem grupę cudzoziemców nie należących do awangardy, ale korzystających w jakiejś mierze z osiągnięć kubizmu i wielkich kolorystów początku XX wieku. Malarstwo tych zaaklimatyzowanych przybyszów było w zasadzie figuratywne i prezentowało gust francuski. Do “szkoły” zaliczano takie indywidualności, jak Amadeo Modigliani, Jules Pascin, Maurice Utrillo, Marc Chagall, Moisé Kisling czy Tadeusz Makowski. Wszyscy odznaczali się pewną romantycznością, ujawnianą zarówno w sztuce, jak i sposobie życia pędzonego pośród cyganerii Montmartre’u i Montparnasse’u. W tym środowisku po 1945 “dobry smak” wydawał się w dalszym ciągu cechą pożądaną, choć zaczynały się już odzywać głosy traktujące go jako kryterium przebrzmiałe.
Młodsi malarze zainteresowani byli teraz nowinami dochodzącymi ze Stanów Zjednoczonych,
gdzie podczas II wojny światowej rozpoczął się w środowiskach artystycznych ferment, który w następstwie nadał kierunek powojennym procesom zachodzącym w sztuce również europejskiej. Jego zaistnienie w dużej mierze zawdzięczają Amerykanie inspiracji płynącej z dzieł twórców, którzy musieli opuścić stary kontynent, uciekając przed zalewem nazistowskim i chroniąc się w USA. Należeli do nich oprócz wielu innych Mondrian i Kandinsky, Duchamp i Léger, Calder i Gabo. Po wstrząsie, jakim było dla Nowego Jorku zetknięcie ze sztuką „starego świata” w 1913 (dzięki wystawie urządzonej przez Alfreda Stieglitza, tzw. Amory Show), był to drugi silny bodziec wyzwalający wielkie możliwości środowiska amerykańskiego.
Pierwszą falę nowości, jaka na obu kontynentach rozlała się po wojnie, nazwano ogólnie abstrakcyjnym ekspresjonizmem.
W innych nazwach tworzonych okolicznościowo starano się położyć nacisk bądź na sam proces fizycznego działania artysty (action painting, dripping, malarstwo gestu), bądź na charakter rezultatu tego działania (abstrakcja liryczna, abstrakcja bezkształtna czyli informel, wreszcie potocznie - taszyzm, od fr. la tache - plama). Początki tego malarstwa, którego celem jest bezpośrednie wyrażanie indywidualnych drgnień psychiki autora, należy odnieść do odważnej decyzji Kandinsky’ego z lat 1910-12. W międzywojennym dwudziestoleciu nieliczni próbowali iść jego tropem.
Hans Hartung
Niezależnie, nie znając dokonań “ojca abstrakcji lirycznej”, działał w tym czasie młody Niemiec Hans Hartung (1904 - 1967) rysując węglem i sangwiną duże, energiczne i niczego nie przedstawiające “hieroglify”. Z ojczyzny wyemigrował w okresie przejmowania władzy przez Hitlera i niebawem przyjął obywatelstwo francuskie. Po wojnie zaczął wystawiać w Paryżu obrazy, w których powrócił do swoich młodzieńczych idei: na dużych płótnach podłużne maźnięcia dają odczuć energię ręki, przecierki w świeżej farbie urozmaicają dodatkowo fakturę obrazu, a niuanse wprowadzane w tło tworzą iluzję wibrującej głębi. Ekspozycje tych prac wywołały poruszenie wśród artystów, ponieważ potwierdzały pewne sygnały zmian, jakie występowały współcześnie w sztuce amerykańskiej.
Wols
Drugim obok Hartunga imigrantem z Niemiec był obdarowany niezwykłą indywidualnością, stroniący od rozgłosu. nadwrażliwy samotnik Wols (właśc. Alfred Otto Wolfgang Schultze, 1913-51). Początkowo malował akwarelą rośliny. zwierzęta, także nierzeczywiste pejzaże miejskie, aby powoli wypracować sobie abstrakcyjny język, przemawiający delikatną siecią kresek i plam barwnych i przypominający zarówno niektóre rysunki surrealistów, jak i ekspresjonistów (Miasto magiczne, 1951). Jego niezwykłe ilustracje zdobią książki Kafki, Sartre’a, Artauda.
Pierre Soulages
Do niewiele młodszej generacji należy Pierre Soulages (ur. 1919), który tak jak Hartung swe wielkie obrazy ze śladami pociągnięć gigantycznego pędzla zaczął wystawiać zaraz po wojnie.
Georges Mathieu
Trudy sztuki niefiguratywnej podjął również Georges Mathieu (ur. 1921); jego decyzja miała podłoże wyraźnie pozaformalne. Kiedy w 1947 zamieszkał w Paryżu, był już autorem serii obrazów zaliczanych do ekspresji lirycznej, został też natychmiast zauważony przez Hartunga i Wolsa. Później w latach 60. Mathieu pragnąc doścignąć mistrzów kaligrafii Dalekiego Wschodu, osiąga stopień koncentracji psychicznej pozwalający w sposób spontaniczny przy niebywałej szybkości wykonania uzyskać oczekiwaną celność ekspresji. Akt malowania służy mu do “rozpętania sił wewnętrznych, uwoInionych z bezwładu i przekazywanych w geście kształtującym znak”.
Nicolas de Staël
Z długiej listy malarzy informel działających we Francji trzeba wymienić jeszcze Nicolasa de Staël (1914-55), urodzonego w Petersburgu. Po okresie malarstwa czysto abstrakcyjnego, w którym płaszczyznę płótna organizował najczęściej za pomocą gwałtownych pociągnięć szpachli, artysta powrócił do figuracji, próbując w niej zachować możliwości równie swobodnego działania, na jakie pozwala abstrakcja. Wysiłek twórczy, dający zresztą wspaniale rezultaty (Wielki futbol 1952, serie pejzaży i martwych natur z butelkami”), został przepłacony kryzysem nerwowym i w rezuItacie samobójstwem. De Staëla, tak jak i innych “malarzy gestu”, wciągnął głęboko sam przebieg nawarstwiania farby, w trakcie którego można było otrzymać nieprzewidziane, “przypadkowe” efekty o niezwykłej sile plastycznego wyrazu. Elegancja i piękno tych obrazów różni je bardzo od gwałtownego „zapisu” powierzchni płócien Amerykanów: Pollocka, de Kooninga, Barnetta Newmana, czy Franza Kline, zaliczanych po drugiej stronie Atlantyku do równocześnie rozwijającego się nurtu abstrakcji ekspresyjnej, zwanej tam action art (z ang. sztuka działania).
action art
Jednym z jej inicjatorów był Jackson Pollock (1912-56), zainspirowany tyleż twórczością Kandinsky’ego, co teorią działań automatycznych rozwijaną przez surrealistów w Stanach, gdzie okres wojny spędzili André Breton, Max Ernst, Ives Tanguy. Technika chlapania na obraz (ang. dripping ściekanie), zastosowana przez Maxa Ernsta w 1942, zaciekawiła Pollocka, który w 1946 użył jej po raz pierwszy, starając się wydobyć z samej czynności ukryte możliwości ekspresyjne. Chlapiąc farbą z puszki na leżące na ziemi, odpowiednio duże rozmiarami płótno, notował w ten sposób naturalny przebieg każdego ruchu ręki. Nie zadowalał się zresztą samym działaniem przypadku, jaki niewątpliwie wpływał na wygląd krętych dróg farby, ale je prowadził, natężając siły psychiczne i fizyczne. “Kiedy jestem wewnątrz, mówił - w mym obrazie, nie jestem świadomy tego, co robię. Dopiero później następuje coś w rodzaju wzrokowego zaznajomienia się z tym, co powstało. Nie boję się wprowadzania jakichś zmian, zniszczenia obrazu, itd. Obraz ma swoje własne życie, które ja próbuję wydobyć na jaw.”
Pollock zginął w wypadku samochodo-wym w 1956. Po śmierci, której ryzyko podejmował wielokrotnie, stał się symbo-lem nowej postawy w stosunku do życia i sztuki, reprezentowanej odtąd przez wielu artystów na całym świecie. W USA około 1950 owa egzystencjalistyczna filozofia, którą wyznawali, a której treścią była świadomość nieustannego stawania czło wieka twarzą w twarz wobec dramatu ist-nienia, przenika także twórczość Willema de Kooninga (1904-88), odmienną jednak w sposobach ekspresji. Jego dzieło nie jest właściwie abstrakcyjne, choć uwidacznia się w nim również i to w bardzo dużym stopniu napięcie czysto fizyczne w gwał-townym, nerwowym budowaniu płótna, tak różne od spokojnego działania trzecie go wielkiego malarza tej samej generacji Marka Rothko (1903-70). De Koo-ning zachowywał zwykłe śład rzeczywisto-ści widzianej: interesowała go postać ludz-ka, o czym świadczy długa seria wizerun-
ków Kobiet, zaczęta w 1950, ale przede wszystkim jednak wciągała go realność po wierzchni obrazu, jego żywa materia, uja-wniająca się w zagmatwanych maźnięciach grubych warstw farby. Biomorficzna, draż-niąca wymowa tych płócien znalazła w 20 lat później wielbicieli wśród nowych dzi-kich” młodych ekspresjonistów środko-wej Europy, pragnących odnowić ducha bezpośredniości w przeintelektualizowa-nym klimacie artystycznym pozostawio-nym przez konceptualizm.
Rothko, mimo że w zasadzie należał do tego samego co de Kooning nurtu .abs-trakcji ekspresyjnej”, nie uprawiał jednak action art. Staral się radykalnie odejść od jakichkolwiek skojarzeń ze światem przed-miotów i postaci, za pomocą których na-sze społeczeństwo coraz silniej czci jak świętość każdy aspekt swego otoczenia” -jak mówił. Malował wielkie obrazy, za-lożone delikatną powłoką niematerialnego koloru, przed którymi stojący widz musiał wraz z odczuciem osamotnienia przeżyć emanującą z nich, tajemniczą transcen-dencję”. Ich płaszczyzny są często podzie lone na dwie lub trzy strefy odmiennych barw, zawieszonych w przestrzeni nieokre-ślonego przestworza. Na krótko przed śmiercią malarza barwy te przybrały głębo-kie i ciemne tony, wypowiadając tragiczne milczenie, któremu powoli ulegał.
Ekspresjonizm abstrakcyjny, reprezentu-jący jeszcze w dużym stopniu tradycyjny stosunek do obrazu jako dzieła sztuki, któ-re ma nieść z sobą jakieś indywidualne treści, został niebawem zepchnięty na plan dalszy przez inne, wysuwające się na czoło i budzące nowe zainteresowanie przejawy twórczości współczesnej. Jeden z nich to malarstwo ostrego konturu” (ang. hard edge), które wywodzi swój rodowód z kon-struktywizmu, podobnie jak on negując znaczenie jakiegokolwiek piętna osobistego w sztuce i stawiając na konkret” samego wytworu. Rozwinęło się głównie w Stanach Zjednoczonych, gdzie działali w tym duchu: przybysz z Bauhausu J. Albers i Amerykanie F. Stella, A. Reinhardt, No-land i inni. Jest ono abstrakcyjne, a od znacza się zdecydowanymi, precyzyjnymi podziałami płaszczyzny na wyraziste figury geometryczne, o jasno określonej, niezło-żonej barwie powierzchniowej. Tego ro-dzaju „rzeczowa” twórczość, pozbawiona subiektywnego wyrazu, wymaga planowe-go działania i nie daje artyście możliwości rozwinięcia spontanicznej gry z obra-zem”, co jest istotą kierunku reprezento-wanego przez Pollocka.
Podobnie chłodną, paranaukową posta-wę przyjęła grupa artystów zainteresowa-nych rezultatami badań z dziedziny psy-chologii i filozofii widzenia, a zwłaszcza zjawiskami złudzenia głębi i ruchu na pła-szczyźnie, jakie powstają dzięki szczególnej reakcji siatkówki na niektóre układy linea-rne. Przeskakiwanie” form, rozprzestrze-nianie się jednych kosztem drugich, migo-tanie, pulsowanie, uciekanie” płaszczyzny i wychodzenie przed nią pewnych plam bar-wnych wszystko to sprawiło, że op-art (ang. optical art sztuka optyczna, wizua-Ina) krytycy włączyli w ramy szerszego zja-wiska: sztuki kinetycznej, pojawienie się której można było obserwować już od pe wnego czasu. Jednak kinetyzm wizualisty
czny ze swoim naukowym uzasadnieniem, koniecznością precyzji w postępowaniu przygotowawczym i abstrakcyjną postacią wykresów geometrycznych różni się na tyle od innych przejawów zainteresowania ru-chem jako możliwym tematem” sztuki, že daje się wyodrębnić z szeroko zakrojonego obszaru, obejmującego jedną nazwą także zabawy manierystów i hobbystyczne osiąg-nięcia inżynierów-mechaników.
Zatrzymajmy się więc chwilę przy tle, na jakim op-art się pojawił. Poczynając od drgającej stalowej wstęgi Nauma Gabo, skonstruowanej w 1920, i podwieszanych u sufitu przenikających się elips Rodezen-ki, interesowano się w sztuce dwoma ro-dzajami ruchu: mechanicznie sterowanym i swobodnym, podlegającym silom natury. Jednym i drugim zajął się w pewnej chwili Aleksander Calder (1898-1976), autor znanych powszechnie „mobili” chwiej-nych metalowych niby-drzew, o uliścio-nych stalowych gałęziach, które zakreślają 2 podmuchem wiatru coraz to nowe figury, tworząc rzeźbę z powietrza tylko przez moment trwającą, ale tym bardziej suges-tywną. Pracę nad mobilami Calder zaczął w końcu lat 20. od mechanicznie porusza-nych małych zabawek, tworzących zespół domowego cyrku”, zmontowanego dla rozrywki rodziny i przyjaciół. Dzisiaj, dys ponując techniką samosterujących urzą dzeń elektronicznych, miałby możność je szcze bardziej urozmaicić tę zabawę. Zro-bil to Jean Tinguely (1925-90), autor du żych mechanizmów kreowanych z frag-mentów maszyn, rozmaitych urządzeń i narzędzi, które wykonują różne proste i bardziej skomplikowane czynności, drga-ją, posuwają się, zmieniają kształt, czasem doprowadzając się do samozagłady. Zło-wieszcze podobieństwo tych zachowań do zachowań ludzkich musi budzić grozę, a moment destrukcji obok irracjonalnego lęku powoduje także uczucie niespodziewa nej ulgi.
W latach 30. ruchomymi mechanizmami interesował się również Tatlin, pomysłoda wca niewykonanego, co prawda, ale istot-nego w dziejach architektury pomnika III Międzynarodówki: projektował latające lotorowery” zwane, Letatlinami. W 30. lat później latawcami wolno puszczanymi z wiatrem bawi się J. H. Finlay z Wielkiej Brytanii. Kto czaru tego zjawiska sam nie pamięta z dzieciństwa? Latawiec wolno się wznosi, zatacza kręgi, drga pod naporem powietrza ręka odczuwa niepewną rów nowagę jego lotu. Tego rodzaju doświad-czeń szukał w sztuce dadaista, Hans Arp: twórczości prostej, bez sensu i bez znacze-nia jak natura.
W poszukiwaniu nowych, niekonwencjo nalnych sposobów wypowiedzi kinetyści zainteresowali się również tworzywami, które dotąd mniej absorbowały myśli rzeż biarzy. Powszechnie uważano je raczej za żywioły, niż za materiały; chodzi o wodę, ogień, światło. Woda miała, co prawda,
swój wielki okres w dobie baroku: fontan-ny, kaskady i rozmaite ich kombinacje w zestawieniu z różnobarwnym kamie-niem, ziemią, zielenią, dawały niezwykle całości przestrzenne, w których ruch gral ogromną rolę. Barok ponad wszystko lubił zmianę, działanie wyobraźni, niespodzian-kę. Ogień na równi z wodą został wówczas wciągnięty na listę stałych aktorów wielkich pokazów publicznych; wymyślne fajer-werki cieszyły oczy gości pańskich i tysięcy gapiów.
W tym samym czasie starano się wyko rzystać także kinetyzm wędrującego barw-nego promienia świetlnego i wielokrotnie wznawiano próby zbudowania przyrządu do malowania światłem”. Pomysłem pas-jonował się zwłaszcza wiek XVIII, co w końcu doprowadziło do powstania py-rophonu” (1870), utworzonego z kryszta-łowych rur, w których żarzyły się gazy wo-doru. Później inni wynalazcy szukali raczej projektora, pozwalającego na rzutowanie zmiennych snopów barwnego światła na ekran, tworząc w ten sposób nowy rodzaj malarstwa abstrakcyjnego. Wykorzystując podobne urządzenia Skriabin, aby wzbo gacić premierowe przedstawienie swej ope-ry Prometeusz, wystawionej w 1911 w Mo-skwie, wprowadza do partytury wywodzą-cy się z poprzednich doświadczeń „klawi-kord światła”. Ważnym osiągnięciem na tej drodze był clavilux” Thomasa Wilf-reda (1889-1968), instrument o pięciu rzędach klawiszy, uruchamiających liczne projektory i reflektory, które malują” na ekranie ruchome obrazy. Jego twórca po-czynając od 1922 dawał recitale nowego rodzaju sztuki, ochrzczonej przez niego lumią”. Podobne zamierzenie, ale bez użycia ekranu zrealizował w tym samym mniej więcej czasie (1922-30) konstrukty wista László Moholy-Nagy, organizując za pomocą maszyny zwanej przez niego „Li chtrequisitem” (niem. przyrząd świetlny) współdziałanie światła, przestrzeni i ruchu jako nowej materii rzeźbiarskiej. Jego wy-nalazek był konstrukcją z perforowanych blach, siatek oraz tafli plexiglasu i szkła, pozostających w ciągłym ruchu zmiennym i wewnątrz zaopatrzonych w źródło świat-la. Świetlne plamy rzutowano na ściany pokoju i znajdujące się w pobliżu przed mioty.
Szczyt komplikacji technicznej osiągnię to wraz z zainstalowaniem przez Nicolasa Schöffera (ur. 1912) potężnych zespołów elektronicznych, dzięki którym mógł on re-żyserować swoje spektakle w latach 60. Były to wieże światła”, nieraz na kilka-dziesiąt metrów wysokie, których płynna ruchomość i zmienność zależna jest od komputera, odreagowującego na różne pa rametry otoczenia: dźwięk, temperaturę, wilgotność powietrza. Ruch barwnego bla-sku wspiera muzyka skomponowana z za-rejstrowanych uprzednio szmerów miasta czy świergotu ptaków. Podobne widowiska
dawali także Le Corbusier, Demarco, a u nas Henryk Stażewski. Ich kinetyzm jest rzeczywisty wrażenia wywołuje ru-chliwość obserwowanego zjawiska.
Optical-art, rozwijająca się bujnie w latach 1950-65, jest pod tym względem inna. Opiera się w całości na umiejętności wywoływania złudzeń optycznych znanych dzięki badaniom przeprowadzanym przez naukowców. Inicjatorem, który wprowa-dził to zagadnienie do pracowni artystycz-nych, byl Joseph Albers, w swoim czasie wybitny członek Bauhausu. Drugim, klasy-cznym przedstawicielem op-artu jest Victor Vasarely (ur. 1908), Węgier z pochodzenia, pracujący jednak głównie we Francji, któ rego wytworne układy skontrastowanych, czarno-białych elementów geometrycznych powodują pulsujący ruch nieuchwytnej, na przemian cofającej się i rozszerzającej prze strzeni. Przez blisko 10 lat Vasarely po-święcał się badaniu możliwości kinetycznanych w relacji czarno-białej. Aby podkreś-lić, że dziełem” jest tu pomysł i oparta na wiedzy budowa płaszczyzny, a nie autorski dotyk ręki uzbrojonej w pędzel, jako jeden z pierwszych powielał mechanicznie swoje kompozycje, reprodukując je nieraz na ta-kich przedmiotach codziennego użytku, jak metalowe tace do herbaty. Były to tzw. multiple, czyli dzieła zwielokrotnione, któ re zapowiadały nową erę w sposobie poj mowania sztuki i jej roli w życiu, co pro-pagował także równolegle rozwijający się ,,nowy dadaizm” pop-art.
W latach 60. Vasarely zainteresował się ponownie kolorem, projektując m.in. pięk-ne architektoniczne polichromie o żywej radiacji wibrujących kształtów. Trzecim, którego należałoby wymienić w tym towa-rzystwie jest Jesus Raphael Soto (ur. 1923), Wenezuelczyk z pochodzenia, mie-szkający również w Paryżu. Złudzenia ru-chu uzyskiwane przez niego uzależnione są przeważnie od powolnych zmian miejsca widza w stosunku do nieruchomego obiek-tu, skonstruowanego, na przykład, z meta-lowych prętów, zawieszonych w odpowied-niej pozycji na nitkach przed finezyjnie, malarsko rozczłonkowanym tłem (1957-63). Każda zmiana punktu widzenia powoduje iluzję przesuwania się delikatnych, silnie odmaterializowanych form w przestrzeni, głównie dzięki sprowokowanemu wrażeniu ich niestabilności. Soto stworzył również serię utworów, wewnątrz których można znaleźć: różnej długości druty metalowe lub nici nylonowe zwisające z sufitu zapeł-niają pewną przestrzeń, do której się ,,wnika”, rozsuwając lekkie przeszkody i zmieniając tym samym kształt swego nie-stałego optycznie otoczenia.
Na obszarze sztuki kinetycznej widać, jak artyści powoli przestają się liczyć z tra-dycyjną definicją obrazu czy rzeźby, jak niektórzy z nich odchodzą wzorem kon-struktywistów od rozumienia sztuki ja ko osobistej wypowiedzi, aby z kolei zain-
teresować się nią jako nowym narzędziem poznania, skierowanym na wewnętrzną przestrzeń człowieka. Nie dobrze namalo-wany obraz, rzecz kolekcjonerska lub mu-zealna, a jakaś sprawa, zagadnienie, błahe lub ważne zdarzenie intelektualne, zaczy-nają wysuwać się na plan pierwszy. Tego rodzaju postawę zajęli kiedyś dadaiści, ne-gację dotychczasowych konwencji rozcią-gając także poza sztukę, na wszystkie prze-jawy kultury, a potem surrealiści, którym zależało zwłaszcza na uwydatnieniu warto-ści samego procesu twórczego, a nie na jego artystycznym” wyniku.
Myśli te znalazły zwolenników wśród twórców różnych orientacji. W pewnym momencie ich widome rezultaty zyskały nazwę antysztuki”, w nawiązaniu do has-la, jakie w kręgu Dada rzucił kiedyś Pica-bia, protestując przeciw nadmiernie cele-browanej pozycji artysty i roli piękna w dziełach prezentowanych przez muzea, galerie i snobistyczne wernisaże. Gesty, ja-kie towarzyszyły tym protestom, akty de-gradacji, niszczenia, domalowywania śmie-sznych elementów sławnym wizerunkom zasiały ziarno, które nie mogło nie przymusić co czujniejszych obserwatorów do przeanalizowania sytuacji sztuki w ob-rębie współczesności. Wyniki tych analiz odcisnęły się na wszystkich niemal propo-zycjach tzw. Drugiej Awangardy, wybu-chając w agresywnej działalności artystycz-nej rozlewającej się szerokim nurtem po II wojnie światowej i często tylko przez przy-zwyczajenie nazywanej sztuką
Symptomatycznym, choć na terenie Francji mało typowym objawem tej ten-dencji, było wystąpienie Jeana Dubuffeta (1901-85) zwracające uwagę na fakt sztuki surowej” (fr. l’art brut). Ten kolek-cjoner zajmujący się handlem, który w la-tach dojrzałych zdecydował się poświęcić zarzuconej kiedyś karierze artystycznej, czuł potrzebę powrotu do jak największej prostoty wyrazu, przekonany, że sztuka krajów cywilizowanych zamiera, pokonana przez uczony akademizm i kulturowy ba nal. Pierwsza wystawa (1944) jego prac wywołała ostre protesty krytyki, tak niepo-dobne do niczego były wygniatane w smo-le, błocie, cemencie i posypywane żwirem obrazy, przedstawiające najczęściej głowy lub postaci ludzkie. Źródła tej twórczości stały sią jasne, kiedy w 1949 ujawnił kole-kcję własnych zbiorów, wśród których znajdowały się anonimowe „drapanki” na zliszajonych ścianach domów, obsceniczne napisy robione w ubikacjach lub łaźniach publicznych, obrazki malowane przez dzie-ci, jednym słowem przedmioty mające cha-rakter twórczości całkowicie nieuczonej i spontanicznej. Sam Dubuffet zaczął oko-ło 1954 rzeźbić” w kolorowych poliest-rach, epoksydach, gniecionych papierach i gąbkach potworne figurki, malowane la-kierami w podstawowych barwach. Kilka lat później pojawia się w jego twórczości nuta większej ugody ze światem „sztuki wysokiej chciałoby się powiedzieć, nie urażając autora, że są to doprawdy piękne, bardzo swoiste rysunki i obrazy, wykony wane najczęściej na papierze różnymi ro-dzajami polimerów. Zdradzają pewne po-krewieństwo z Dada i surrealizmem, a na-de wszystko ze sztuką surową” (18 lutego 1975, winyl na papierze).